Pewnego pięknego dnia obudziłem się, i wiedziałem, że muszę ruszyć w świat. Narodziła się we mnie niczym nieuzasadniona pasja. Jeśli rozumiesz, lub chcesz zrozumieć, czym jest pierwotny instynkt przemieszczania się, to jest to miejsce dla Ciebie.
"Life is either a darring adventure, or nothing" Hellen Keller

wtorek, 18 stycznia 2011

6. Tbilisi - miasto w ruchu

To, czego nie da się od razu nie zauważyć w Tbilisi, to dość specyficzne zasady ruchu drogowego, a raczej ich brak lub nagminne nieprzestrzeganie. Przejścia dla pieszych można spotkać bardzo rzadko, a i tak nie są raczej respektowane ani przez kierowców, ani przez pieszych. Przez ulice trzeba się przepychać dosłownie pomiędzy pędzącymi samochodami, często utykając na jakiś czas pomiędzy pasami. Żaden kierowca się nie zatrzyma i żaden z pieszych nawet tego nie oczekuje. Koszmar :). Ruch samochodów jest chaotyczny. Wymuszenia pierwszeństwa, przekraczanie prędkości (zresztą nie widziałem nigdzie ograniczeń), zmiana pasów i skręcanie bez kierunkowskazu, a nawet jazda pod prąd są nagminne. Każdy manewr na drodze, łącznie z wymijaniem pieszego, jest za to poprzedzony klaksonem. Nie trudno sobie więc wyobrazić jakie to wszystko jest głośne. Natalia określiła to mianem „konkurs na najgłośniejszy klakson”. Strasznie dużo jest emocji i energii w tym gruzińskim ruchu ulicznym. Ciekawe jest też zachowanie policji. Radiowóz często wjeżdża na środek skrzyżowania, po czym jeden z policjantów wychodzi z megafonem (albo wychyla się przez okno) i wrzeszczy coś po gruzińsku. Robi to bardzo głośno, ale i tak wątpię, czy ktoś go słyszy. Jeśli coś komuś się może stać w tym kraju, to właśnie wypadek na drodze. Chodniki również są tłoczne. Na każdym kroku można spotkać kogoś, kto coś sprzedaje lub świadczy jakieś usługi. Częsta jest usługa ważenia. Można za niewielką opłatę wejść na wagę i się zważyć. Zastanawiam się, na ile taka usługa rzeczywiście jest potrzebna? Być może samo jej świadczenie, czy też z niej korzystanie jest swego rodzaju celebracją, teoretycznie niepotrzebną czynnością o jakimś znaczeniu kulturowym. Nie wierzę, żeby Gruzini nie mieli w domu wag... A nawet jeśli nie mają, to po co ktoś miałby potrzebować zważyć się na ulicy? Są też babcie sprzedające słonecznik w plastikowych kubeczkach, chusteczki higieniczne, kantory walut, obnośne pieczywo, owoce i wiele, wiele innych. Oprócz ulicznych usług są też małe kioski z takimi atrakcjami jak golenie, krawiectwo, szewstwo… Coś, czego w Polsce już nie ma. Tworzy to dość specyficzny klimat lewobrzeżnej, chyba biedniejszej części Tbilisi.  Ludzie wydają się być zabiegani, zajęci, ale jednak mają na wszystko czas. Dosłownie każdy mijany człowiek się zatrzyma, jeśli powiemy mu po gruzińsku "dzień dobry". Znajdzie czas, aby przystanąć na moment, uśmiechnąć i wysłuchać naszej prośby o wskazanie drogi. Często nie kończy się to pokazaniem kierunku, ale podprowadzeniem kawałek, czy chociaż dyskusją na temat "skąd jesteś" i "co tutaj robisz". Tbilisi jest pełne energii i wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka pośpiechu, ale każdy ma tutaj wolną chwilę, zwłaszcza, jeśli jest to chwila poświęcana drugiemu człowiekowi. Czuje się tu dziwnie bezpiecznie, już w pierwszych minutach na ulicy mam świadomość, że zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce mi pomóc. W Polsce tego nie ma. A może to tylko takie wrażenie...

5 komentarzy:

  1. Ma pan talent pisarski. Bardzo przyjemnie czyta się ten tekst. U mnie w głowie też kiełkuje myśl wyjazdu do Gruzji, a to dzięki moim przyjaciołom z Gruzji, którzy mi ten blog podesłali.
    Małgosia ze Szczecina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe wpisy. Czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Jeśli ktoś się wybiera do Gruzji, to chętnie podzielę sięteż praktycznymi informacjami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa sprawa, taka Gruzja :) Może rzeczywiście warto by się wybrać w jakiś urlop... Tym bardziej, że ruch uliczny chyba byłby mi bardzo znajomy. I po co leciałam tyle godzin do Indii, skoro Gruzja o tyle bliżej, a taka podobna (pod tym względem) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gruzja jest wspaniała, ale myślę, że Indie muszą być wprost magiczne :D Swoją drogą ciekawe jaką cechę wspólną mają Gruzini i Hindusi że traktują ulicę w tak żywiołowy sposób...

    OdpowiedzUsuń