W kontekście dogadywania się z policjantami warto wspomnieć o sposobach komunikacji z Gruzinami. Język gruziński brzmi jak język orków świata tolkienowskiego. Ma wiele spółgłosek, które wydają mi się być bardzo gardłowe. Nie potrafię dokładnie tego opisać, ale jest trochę charczenia, strzelania i ogólnie twardej, szorstkiej wymowy. Z tego co się dowiedziałem od localsów, samogłosek jest tylko pięć. Podejrzewam, że „a”, „e”, „i”, „o”, „u”, gdyż wszystkie udało mi się wykryć w słowach, które znam. Na pewno nie spotkałem się z „y”. Głoski, dla nas Polaków, są raczej proste w wymowie. Problemy miałem tylko z różnymi rodzajami „h” czy też „kh”. W ogóle nie potrafiłem wypowiedzieć ich inaczej. Mój nowy znajomy Anglik totalnie nie nadawał się do wypowiadania czegokolwiek po gruzińsku. Inni niesłowiańscy obcokrajowcy (zwłaszcza Azjaci) też raczej sobie nie radzili. Problemem na pewno są też słowa z kilkoma trudnymi samogłoskami pod rząd. Bardzo starałem się używać gruzińskiego w podstawowej komunikacji, bo w sumie to tak trochę głupio jechać do jakiegoś kraju i nie chcieć spróbować komunikować się w lokalnym języku. Osobiście uważam, że to, jak mówimy w jakiś sposób nas definiuje nie tylko jako społeczeństwo, ale też w sensie niektórych cech charakteru. Matematyczny i dokładny język niemiecki pasuje do Niemców tak samo dobrze jak skomplikowany i problematyczny język polski pasuje do Polaków. Myślę, że brak czasownika „być” w rosyjskim też ma jakieś znaczenie w sensie kulturowym. Chcąc dowiedzieć się czegoś o Gruzji nie można pomijać języka gruzińskiego, bo ocierałoby się to o totalną ignorancję. Jak słucham Gruzinów, to wydaje mi się jakby mieli mało czasu na wypowiadanie słów. Brzmi to jak szybkie, pojedyncze, mono- lub dwusylabowe dźwięki, z których na siłę jest ułożone zdanie. Samo brzmienie gruzińskiego ma jednak swój niesamowity urok i bardzo lubiłem wschłuchiwać się w rozmowy, których sens pozostawał dla mnie nieznany. Gruziński brzmi strasznie groźnie jeśli jest używany w czasie kłótni, ale te same słowa mogą być miłe dla ucha wypowiadane na spokojnie. Tym szorstkim językiem posługują się wyjątkowo dobrzy ludzie, z którymi już pierwszy kontakt prawie zawsze jest bardzo ciepły i życzliwy. Ale tak samo jak ich język mają tendencje do popadania w skrajności – albo są mili i uprzejmi, albo grubiańscy. Wydaje mi się, że nie ma niepotrzebnej pośredniej kokieterii, przez co ta komunikacja jest bardzo szczera i wyrazista. Wiem, że to co teraz piszę jest strasznie subiektywne, ale być może jest w tym wszystkim ziarno prawdy.
Do unikatowego w wymowie języka dochodzi zupełnie niesamowite pismo, które powstało prawdopodobnie w IV w. n.e. Jest niewiele narodów na świecie, których kultura stała na tak wysokim poziomie, aby w unikatowy sobie sposób zapisywały swój język. Gruzini mogli używać znaków greckich, łacińskich, czy też ormiańskich, jednak postanowili stworzyć własny alfabet, co zostało zlecone ormiańskiemu mnichowi Mesropowi Masztocowi. Według legendy, Mesrop, twórca pisma ormiańskiego wcale nie miał ochoty wymyślać znaków dla Gruzinów. Jednak bardzo nękali oni biednego mnicha i nie przestawali go zadręczać nawet w czasie, gdy jadł. Mesrop w końcu nie wytrzymał i zrzucił miskę z makaronem na ziemię mówiąc: „Oto wasze pismo. Dajcie mi już spokój”. Jest to tylko legenda, jednak jak spojrzymy na alfabet gruziński, to rzeczywiście przypomina on rozsypane spaghetti. Większość turystów, z którymi rozmawiałem twierdzi, że jest tak bardzo skomplikowany jak chiński. Jest to jednak jedna z większych bzdur, jakie można usłyszeć lub przeczytać na temat Gruzji. Pismo jest niesamowicie proste, gdyż głoski mają swoje bezpośrednie odpowiedniki w postaci znaków. Wystarczy tylko je zapamiętać. Nie ma wielkich i małych liter, co znacznie ułatwia sprawę. Decyzja o nauczeniu się czytania po gruzińsku była moją najlepszą decyzją jaką udało mi się podjąć przed wyjazdem. Umiejętność płynnego czytania nazw ulic, czy też miejscowości jest naprawdę niezwykle przydatna jak podróżuje się po tym kraju. Poza tym fakt, że umiałem czytać gruziński i potrafiłem wypowiedzieć kilka zdań w tym języku sprawiał, że miejscowi darzyli mnie szczerym uznaniem i sympatią. Gruzini są bardzo dumni z bogactwa swojego języka. Są jednak świadomi tego, że nie jest on łatwy dla obcokrajowców, dlatego nawet mierne próby używania gruzińskiego spotykają się z życzliwością i znacznie ułatwiają załatwienie czegokolwiek. Zawsze więc witałem się i zaczynałem rozmowę po gruzińsku nie tylko z powodu pewnych wymiernych korzyści, ale też z samego szacunku dla niesamowitego dorobku kulturalnego tego narodu. Dopiero po kilku wymienionych zdaniach przechodziłem na powszechnie znany rosyjski (a raczej w moim wydaniu polsko-migowo-rosyjski). Angielski zupełnie sobie darowałem, bo praktycznie z nikim w tym kraju nie można się w nim porozumieć. A tyle razy mi mówiono: „ucz się rosyjskiego” :)
Do unikatowego w wymowie języka dochodzi zupełnie niesamowite pismo, które powstało prawdopodobnie w IV w. n.e. Jest niewiele narodów na świecie, których kultura stała na tak wysokim poziomie, aby w unikatowy sobie sposób zapisywały swój język. Gruzini mogli używać znaków greckich, łacińskich, czy też ormiańskich, jednak postanowili stworzyć własny alfabet, co zostało zlecone ormiańskiemu mnichowi Mesropowi Masztocowi. Według legendy, Mesrop, twórca pisma ormiańskiego wcale nie miał ochoty wymyślać znaków dla Gruzinów. Jednak bardzo nękali oni biednego mnicha i nie przestawali go zadręczać nawet w czasie, gdy jadł. Mesrop w końcu nie wytrzymał i zrzucił miskę z makaronem na ziemię mówiąc: „Oto wasze pismo. Dajcie mi już spokój”. Jest to tylko legenda, jednak jak spojrzymy na alfabet gruziński, to rzeczywiście przypomina on rozsypane spaghetti. Większość turystów, z którymi rozmawiałem twierdzi, że jest tak bardzo skomplikowany jak chiński. Jest to jednak jedna z większych bzdur, jakie można usłyszeć lub przeczytać na temat Gruzji. Pismo jest niesamowicie proste, gdyż głoski mają swoje bezpośrednie odpowiedniki w postaci znaków. Wystarczy tylko je zapamiętać. Nie ma wielkich i małych liter, co znacznie ułatwia sprawę. Decyzja o nauczeniu się czytania po gruzińsku była moją najlepszą decyzją jaką udało mi się podjąć przed wyjazdem. Umiejętność płynnego czytania nazw ulic, czy też miejscowości jest naprawdę niezwykle przydatna jak podróżuje się po tym kraju. Poza tym fakt, że umiałem czytać gruziński i potrafiłem wypowiedzieć kilka zdań w tym języku sprawiał, że miejscowi darzyli mnie szczerym uznaniem i sympatią. Gruzini są bardzo dumni z bogactwa swojego języka. Są jednak świadomi tego, że nie jest on łatwy dla obcokrajowców, dlatego nawet mierne próby używania gruzińskiego spotykają się z życzliwością i znacznie ułatwiają załatwienie czegokolwiek. Zawsze więc witałem się i zaczynałem rozmowę po gruzińsku nie tylko z powodu pewnych wymiernych korzyści, ale też z samego szacunku dla niesamowitego dorobku kulturalnego tego narodu. Dopiero po kilku wymienionych zdaniach przechodziłem na powszechnie znany rosyjski (a raczej w moim wydaniu polsko-migowo-rosyjski). Angielski zupełnie sobie darowałem, bo praktycznie z nikim w tym kraju nie można się w nim porozumieć. A tyle razy mi mówiono: „ucz się rosyjskiego” :)
:), nie zgadzam się z ostatnim zdaniem zarówno w miastach jak i w górach można się porozumieć po angielsku. Szczególnie z ludźmi młodymi. W Omalo starsi nie znali żadnego obcego języka, a młodzi angielski.
OdpowiedzUsuń