Pewnego pięknego dnia obudziłem się, i wiedziałem, że muszę ruszyć w świat. Narodziła się we mnie niczym nieuzasadniona pasja. Jeśli rozumiesz, lub chcesz zrozumieć, czym jest pierwotny instynkt przemieszczania się, to jest to miejsce dla Ciebie.
"Life is either a darring adventure, or nothing" Hellen Keller

środa, 19 stycznia 2011

7. Tbilisi - Dom Iriny Djaparidze

Dotarliśmy jakoś na ulicę Ninoshvili 19b/3. To tutaj miał mieścić się hostel, w którym miałem zarezerwowaną jedyną noc na cały wyjazd. Miejscówa z wyglądu raczej słaba… Na ulicy jest biednie, domki wzdłuż Ninoshvili czasy świetności mają raczej za sobą. Ludzie, których mijaliśmy nie wyglądali na bogatych. Ale pięknie było móc popatrzyć na bawiące się dzieci. Wyobraźcie sobie, że niektóre miały piłkę i grały nią, inne bawiły się w gruzińską wersję „masz go”. Tak jak kiedyś my, obecnie członkowie zinformatyzowanego, lekko niepełnosprawnego fizycznie społeczeństwa. Dzieci wyglądały na takie, które nie mają komputerów i wyglądały na bardzo szczęśliwe. Podeszliśmy pod żelazną, przymkniętą bramę. Nie było żadnego oznaczenia, że mieści się tutaj jakiś hostel, ale na zardzewiałym metalu sprayem napisano „Ninoshvili 19b/3”. Weszliśmy do środka wielkiego domu, którego drzwi strzegą marmurowe, sypiące się, ale wciąż dumne Lwy. Wbrew pozorom na starej klatce schodowej nie śmierdziało, wręcz przeciwnie, było bardzo świeżo. Pukaliśmy do wszystkich drzwi na każdym piętrze, ale nikt nam nie otworzył. Być może pora jest nieprzyzwoita? Spojrzałem na komórkę, na której zegar wskazywał 8:30. Wyszliśmy zawiedzeni. Co będzie teraz? Postaliśmy chwilkę przed domem i już mieliśmy opuścić posesję, gdy z okna na samej górze usłyszeliśmy „Welcome! Come in!”. Wdrapaliśmy się z powrotem z plecakami na drugie piętro, gdzie wcześniej zamknięte jedyne drzwi stały teraz otworem, a w niewielkim przedsionku powitała nas Irina, właścicielka interesu. Już od samego spojrzenia na tą kobietę wiedziałem, że jest niesamowicie przyjacielsko nastawiona do całego świata. Otrzymaliśmy polecenie, aby czuć się jak u siebie w domu. Irina też tutaj mieszka i jej dom jest teraz naszym domem tak długo, jak będziemy chcieli. Salon w mieszkaniu jest niesamowity. Na ścianach wiszą flagi z kilkudziesięciu różnych krajów, na środku jest przytulnie wyglądająca sofa, dwa fotele, na których chętnie bym sobie usiadł, stolik, telewizor, i mnóstwo ciekawych przedmiotów z różnych stron świata. Na komodzie w centralnym miejscu dojrzałem oprawioną w ramkę fotografię Lecha i Marii Kaczyńskich… Całe mieszkanie jest bardzo duże, ale przytulne i utrzymane w czystości. Irina zaprowadziła nas do sali, w której było około 15 łóżek. Mogliśmy sobie wybrać wszystkie poza trzema, które były już zajęte. Jedno, przez arabsko wyglądającego gościa po trzydziestce, drugie, przez Japończyka, który mnie przerażał swoim spojrzeniem a trzecie przez młodego, łysiejącego europejczyka. Chcieliśmy zapłacić, ale Irina odmówiła przyjęcia pieniędzy mówiąc, że nie dzisiaj i zamiast tego zaprowadziła nas do kuchni, gdzie dostaliśmy gorącą herbatę. To właśnie Irina kilka dni później powiedziała mi, że gościnność gruzińska nie jest na sprzedaż, że gdyby była bogata, to dalej prowadziłaby swój dom, tyle że za darmo. Nigdy nie upomina się o pieniądze, liczy na ludzką uczciwość i woli jak zostaną gdzieś w kopercie na komodzie, bo wtedy nie musi ich brać od swojego gościa do ręki. Irina ufa ludziom i podobno nigdy się nie zawiodła. To właśnie Irina uczyniła moja podróż tańszą i lepszą, wskazała mi najlepsze restauracje w całym kraju, dala adresy najtańszych miejsc noclegowych u swoich przyjaciół w różnych miastach Gruzji i nawet Armenii. Zadzwoniła do tych ludzi mówiąc, że posyła im gościa, któremu można zaoferować niższą cenę. Zawsze była faktycznie niska. Będąc w Tbilisi, nie można nie nocować u Iriny. Nie można opuścić miasta, jeśli się jej nie pozna.

5 komentarzy:

  1. dziękuję za wspaniały blog!!!
    ...i jeszcze - na pewno muszę poznać Irinę, jak pojadę do Tbilisi :)
    zura pirveli

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dziękuję za miłe słowa! tym bardziej, że pochodzą od Gruzina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja kilka lat temu w drodze powrotnej z Kazbeka,zawitalem u Iriny,miejsce to przypomina komune kipisowska a nastroj jestswietny.Spalem w wesji de lux na balkonie i lepszej miejscowki byc nie moze.Za kilka miesiecy ponownie jade w Kaukaz i do Gruzji i nie wyobrazam sobie innej opcji niz nocleg wlasnie u Iriny.Pozdrawiam Jerzy Ogonowski
    Dublin Ireland.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już się cieszę, że tam będę w lipcu...
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy blog,pomocne wieści na temat Gruzji,kraju, który zamierzam odwiedzić w sierpniu (plus Armenia i północ Iranu być może;w Iranie byłem już raz,przy okazji polecam ten wspaniały kraj).Nowe połączenie do Kutaisi,ok. 200 km od Tbilisi oferuje WIZZAIR z Wawy i Katowic;ja wybrałem Wawę mimo,że do Katowic z Wrocławia bliżej,ale pora wylotu z Wawy dobra,6 rano... W. Wrocław P.S.Jak widzę,nie tylko ja podróżuję sam;)

    OdpowiedzUsuń