Marszrutki do Mcchety, jak powiedział nam T odjeżdżają z dworca Didube, toteż musieliśmy się jakoś tam dostać. Stwierdziliśmy, że może warto wypróbować metro, bo nie możemy całego Tbilisi wzdłuż i wszerz zawsze pokonywać pieszo. Irina dała nam plan metra i nie jest chyba źle, bo ma tylko dwie linie, więc prawdopodobieństwo zgubienia się było nikłe. No to poszliśmy na stację metra Marjanishvili, do której z naszego hotelu było jakieś 5 minut na nogach. Pani w kasie kazała nam kupić magnetyczną kartę zbliżeniową, której wydanie trwało jakieś 30 sekund. Przy tej okazji nie mogę sobie odmówić wyśmiania wrocławskiej karty miejskiej, której wyrobienie niemal graniczy z cudem i trwa kilka tysięcy razy dłużej niż 30 sekund. No, w każdym razie kartę metra można sobie w tej kasie doładować dowolną ilością pieniędzy i przy każdym przejściu przez bramkę pobierane jest 50 tetri (0,50 lari = ok. 1 zł).
Na perony przeważnie zjeżdża się w dół na hmm.. co najmniej 50 metrów czyli dość głęboko. Wygląd większości stacji nie zmienił się chyba od czasów radzieckich, podobnie jak stan pociągów. Wszystkie oznaczenia kierunków i stacji jeśli już są, to tylko po gruzińsku, więc może to stanowić problem, jeśli nie umie się ich przeczytać. Z pomocą oczywiście przychodzą miejscowi, bo każdy zapytany chętnie pomoże, więc nie ma się co martwić. Wiedzieć należy jedynie dwie rzeczy, które ułatwią podróżowanie samotnym, nieumiejącym gruzińskiego cudzoziemcom. Po pierwsze metro ma dwie linie: Achmetelis – Varketili oraz Sarbutelo. Linie te krzyżują się na stacji, która nazywa się Wagzlis Moedani (tam, gdzie znajduje się kolejowy dworzec główny). Z linii Sarbutelo prawie w ogóle nie trzeba korzystać, bo najważniejsze miejsca w mieście z punktu widzenia turystycznego i komunikacyjnego znajdują się przy linii Achmetelis – Varketili. Drugą rzeczą, jaką trzeba wiedzieć to komunikat o następnej stacji wygłaszany w wagonie. Brzmi on „Garebi igedeba, szendegi sadguri [Nazwa następnej stacji]” i jest nadawany zawsze po zamknięciu drzwi. Dzięki temu podróż metrem jest naprawdę prosta, wiadomo jaka będzie następna stacja i nawet jak okaże się w ten sposób, że pomyliliśmy kierunki, to można wysiąść i zmienić pociąg. Jeżdżą one naprawdę bardzo często, ale uwaga tylko w godzinach 6:00 – 1:00. Trzeba też uważać w czasie wsiadania do wagonów. Nie ma tam czegoś takiego jak wstrzymanie zamykania drzwi jeśli coś z wagonu wystaje, a tunele metra są bardzo wąskie. Kiedyś, jak byłem już sam, to w metrze przejechałem kilkaset metrów z wystającą nogą i troje ludzi mnie wciągało, przy czym gdy dwóch otwierało ręcznie drzwi, to jeden mnie trzymał, żebym nie poleciał czasami w drugą stronę. Masakra. Nie polecam więc wbiegania do pociągu w ostatniej chwili, bo zaraz i tak będzie następny, a w związku z tym szkoda sobie urywać nogę lub połamać kręgosłup z powodu zahaczenia się plecakiem o wystający ostry element tunelu. To, co jest też charakterystyczne w metrze w Tbilisi to zapach zgniłych jajek w niektórych tunelach. Początkowo myślałem, że jest to związane z jakimiś wyciekami z kanalizacji, ale później ktoś powiedział mi, ze zapach bierze się z naturalnie występujących pod miastem siarkowych wód mineralnych. Nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystko ściekiem, co śmierdzi :).
Ogólnie metro jest jedynym środkiem masowego transportu po mieście, jakim może podróżować dosłownie każdy. Jest proste w obsłudze, nie da się w nim zgubić, są tylko dwa kierunki jazdy i dotrzeć nim można prawie wszędzie, gdyż Tbilisi jest miastem wąskim i długim. Czyli nie ma się co bać tylko wsiadać do pociągu!
Wczoraj wróciłem wraz z przyjaciółmi z Gruzji i mogę napisać mały update. Ceny za przejazd są nadal takie same. Kaucja za kartę wynosi 2 Lari, ale żeby ją oddać potrzebny jest paszport i trzeba podpisać jakąś karteczkę po gruzińsku. Zachowaliśmy więc sobie nasze na pamiątkę :)
OdpowiedzUsuńKomunikaty w metrze oraz nazwy stacji są obecnie w 2 językach: po gruzińsku i po angielsku.