Pewnego pięknego dnia obudziłem się, i wiedziałem, że muszę ruszyć w świat. Narodziła się we mnie niczym nieuzasadniona pasja. Jeśli rozumiesz, lub chcesz zrozumieć, czym jest pierwotny instynkt przemieszczania się, to jest to miejsce dla Ciebie.
"Life is either a darring adventure, or nothing" Hellen Keller

wtorek, 3 maja 2011

24. Korean Party

Po powrocie z Kazbegi jadąc metrem myślałem tylko o tym, aby iść spać. Jednak sytuacja, jaką zastałem u Iriny zupełnie temu nie sprzyjała. Trafiłem bowiem na „Korean Party” będącą właśnie w swoim apogeum i praktycznie zaraz po wejściu do kuchni stałem się nowym przyjacielem turystów z Korei Południowej. Okazali się oni bardzo wesołymi ludźmi i rozkręcili całe mieszkające towarzystwo urządzając międzynarodowe śpiewanie. Nie mogłem sobie odmówić i nie poszedłem spać J. Koreańskie piosenki były niesamowicie dziwne – długie, smutne i zawodzące, z wieloma zwrotkami, które niczym się chyba nie różniły. No ale w wykonaniu dziesięciu wstawionych Koreańczyków i Koreanek było tyle pasji, że miało się wrażenie jakby śpiewali swoje narodowe hymny będące czymś naprawdę ważnym. Była też kolacja z ich tradycyjnymi potrawami, a więc ryżem, wodorostami i robakami z puszki. Na wodorosty nakładało się ryż i na to kilka robaczków, po czym wszystko zwijało się w rulon. Było to nawet smaczne, ale pancerzyki z tych robaczków zostawały między zębami i trochę obrzydzało mnie późniejsze czyszczenie jamy ustnej. Humoru Koreańczykom dodawał ich lokalny wynalazek – wódka ryżowa sprzedawana w kartonowych pudełeczkach (takich jak nasze małe soczki owocowe). Do każdego takiego pudełeczka była dołączona rurka i tak się to piło. Co ciekawe, Koreańczycy ostrzegali pozostałych, że wódka jest bardzo mocna, bo ma aż 20% i wypicie takiego małego soczku może skutkować ciężkim upojeniem. I naprawdę tym skutkowało – u nich J. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to pejoratywnie, ale Azjaci chyba nie mają jakiegoś enzymu, który w organizmie zajmuje się metabolizmem alkoholu. No, chyba, że wcześniej wypili tego o wiele więcej.
Ostre robaczki zostawiające pancerzyki między zębami :)


Koreańska wódka w soczku


Zupełnie niesamowita była też u moich nowych przyjaciół bezpośredniość i szczerość. Jeden z nich (mężczyzna) powiedział mi, że jestem bardzo przystojny i powinienem odwiedzić ich w Korei, ale bez „tego drugiego” (był tam inny obcokrajowiec, którego też poznałem tego dnia), bo on jest brzydki i nie mogą się na niego patrzeć. Zapytałem, czy jest to jedyny powód dla którego powinienem odwiedzać Koreę, a w odpowiedzi usłyszałem, że tak, bo będę dużą atrakcją. Dalej już nie ciągnąłem tego tematu, ale kiedyś może skorzystam z zaproszenia i sprawdzę jak to jest być atrakcją w kraju, który się odwiedza w celach turystycznych. To może bardzo ułatwiać podróżowanie J. Peter mówił mi, że jak był w Chinach to w mniejszych miejscowościach ludzie zatrzymywali go i prosili o autograf, po czym bardzo śmiali się z naszego dziwnego łacińskiego pisma. Myślę, że temat azjatyckiej gościnności i tej wspaniałej otwartości na odmienność jest czymś wartym doświadczenia. Może kiedyś mi się uda odwiedzić wschodnią Azję i zobaczyć jak to naprawdę jest. Ci, co byli polecają.
Kawałek ekipy z Korei
Ogólnie koreańskie towarzystwo było niesamowite. Był tam jeden chłopak, który jest głuchy od urodzenia i komunikował się ze światem przy pomocy swojego przyjaciela. A komunikacja ta wyglądała tak, że jego przyjaciel na lewej dłoni przez cały czas rysował mu koreańskie znaczki, które on potrafił zrozumieć i odpowiadał słowami, których w jakiś cudowny sposób się nauczył. I to w dwóch językach – koreańskim i angielskim. Niesamowite. Ciekawe też było to, że narysowałem mu coś na dłoni i chyba trafiłem w jakiś koreański znaczek, który on następnie wypowiedział J. Impreza jednak szybko zmierzała do końca, bo wódkowe soczki bezlitośnie oddziaływały na Koreańczyków i dyskusje schodziły na dziwne abstrakcyjne tory i nawet jeden z nich zaczął twierdzić, że jest synem prezydenta swojego kraju, co chyba mijało się z prawdą (po jakimś czasie twierdził, że to on sam jest prezydentem). Opuściłem więc wszystkich i poszedłem spać. Musieliśmy z Peterem wstać wcześnie rano, bo podjęliśmy spontaniczną, szybką decyzję wyjazdu na kilka dni do Armenii, a to wiązało się z potrzebą znalezienia transportu.

3 komentarze:

  1. Widzę tutaj dobre, bardzo podpadające pod me gusta klimaty !

    OdpowiedzUsuń
  2. W sensie, że wschodnio-azjatyckie? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W sensie impreza o charakterze międzykulturowym!

    OdpowiedzUsuń